P3 Amerykanski samolot
Narrator: Janina Siergiejczyk Reporter: Marta Siergiejczyk Wywiad ze swoją babcią przeprowadziła Marta Siergiejczyk
Było to w sierpniu 1944 roku. Amerykanie przylatywali samolotami i bardzo bombardowali już obiekty niemieckie. Poprzednio, chyba dwa tygodnie był bombardowany Magdeburg. W południe było tak ciemno, jakby w noc najciemniejszą, od dymu i blasku ognia. A teraz w sierpniu znowu przylecieli, bo oni co trochę bombardowali. I przylecieli i bombardowali Kothen, 6 km Od nas. I tam zbombardowali całe magazyny amunicji i Niemcy postrzelili samolot. Jak zestrzelili samolot, to on leciał w kierunku nas, w stronę naszych baraków. A już tam, gdzie on leciał to już nie było żadnych budynków, żadnego miasta, nic, tylko były pola. To my wyszliśmy, bo już widzieliśmy, że się pali samolot i leci na nas, to my sami się wystraszyliśmy, uciekaliśmy z domu na pole, żeby ten samolot czasem na nasze baraki nie siadł. Później on się już rozbił, na ziemię padł, a przedtem, nim jeszcze padł na ziemię, to wyskoczył na spadochronie pilot z tego samolotu. Tak, że się pilot nie spalił, bo on zdążył wyskoczyć z tego samolotu. No i też na ziemię upadł, ale niedaleko tego samolotu. Samolot się palił a on był niedaleko niego. Dobiegliśmy do niego, wszyscy cywile biegli jak i Polacy biegli, tak i inne narodowości. Byli jeszcze i Francuzi, byli Włosi, to wszyscy i niemieccy cywile też biegli, zobaczyć tam do tego samolotu.
I jeden z Niemców, ogrodnik, taki starszy pan, już był po czterdziestce, może koło 50 lat miał. I on przybiegł z takim dużym nożem od szparagów. Szparagi to rosły w takich greblach. To były jadalne warzywa, tylko ona w ziemi rosła i takim długim nożem wydziubywana była. I on z tym nożem przybiegł i zaczął do niego: ”Ty przeklęta świnio, po coś tu”- mówi - „przyjechał na nasze ziemie!”, i tym nożem po głowie i po plecach, a on się tylko skulił i tak się odwrócił i na nas, Polaków patrzał, bo było widać to ”P” na naszych piersiach, każdy jeden Polak miał przyszyte „P” i on się tak obejrzał na tych chłopów, na Polaków i żaden mu nie mógł pomóc, a on go bił. I na to przyjechało wojsko niemieckie. Ale nim jeszcze wojsko niemieckie przyjechało, to on powyciągał mu z kieszeni czekolady, papierosy, zegarek z ręki mu zabrał. A jak wojsko przyjechało, to potem na tego cywila niemieckiego wyzywali, a tego pilota okryli jakimś takim, może to był płaszcz, może koc. Tak z daleka nie widzieliśmy, bo nie wolno było blisko być. I zabrali go i pojechali z nim, a gdzie to nie wiem. A nam dali rozkaz, że mamy się rozejść i pouciekaliśmy do swoich baraków. To była 3:00 nad ranem, a o 6:00 już był dzwonek, trzeba było wstawać do roboty na 6:00, znowu w pole.
To była straszna rzecz dla nas.
|